Najnowsze wpisy, strona 3


sty 12 2004 Imieniny ks. Arka :)
Komentarze: 0

Hehehe ;] Dzisiaj sa imieniny ks. Arusia :) Hehe, trzeba mu ladnie zyczonka zlozyc ;) Chociaz, moze nie? On mi nie zlozyl na urodziny ;] A tak w ogole, to wczoraj Arus mial przyjsc do mnie po koledzie, ale tak "przypadkiem" mnie nie bylo w domku :)

pacyffka16 : :
sty 07 2004 Lezalam sobie w sniegu...
Komentarze: 2

Dokladnie, lezalam sobie dzisiaj w sniegu ;) I to nie jeden raz... :) Dlaczego? Z wycienczenia :P A no tak, Ostrowska stwierdzila, ze idziemy dzisiaj na lodowisko, ale bylo zamkniete, wiec wymyslila, zebysmy (nasza klasa) uzadzili "Bitwe na sniezki" Po tym wszystkim bylam tak zmeczona, ze juz nie mialam sily nawet uciekac... Normalnie masakra... :] Ale oplacilo sie: Ostrowska tez dostala ;] I to pozadnie:) Hehehe :) A wracajac do tego lezenia w sniegu, to bylo bardzo przyjemnie :) No, pomijajac fakt, ze pozniej mnie zakopali :) Ale Izunia mnie uratowala :) Hehehe :) Szkoda, ze jutro sa juz normalne lekcje... :) Heh... I juz mam nawet lepsza opinie co do Ostrowskiej... Moze jednak bede miala ta piatke na koniec z polskiego?? ;) No coz... W zeszlym roku mialam, ale wtedy uczyl mnie Kmiecik... Z nim bylo inaczej - ja go lubilam, a on mnie... :/

pacyffka16 : :
sty 07 2004 Opowiadanie
Komentarze: 0

Ola mieszkała z rodzicami i bratem w bloku na Owsianej.

Niedawno skończyła 16 lat, uwielbia słuchać muzyki i czytać

książki. Była wesoła, choć czasem miewała nieprzyjemne sytuacje

w domu. Jak większość nastolatek kłóciła się ze swoimi

rodzicami, co sprawiało, że chwilami marzyła, by nie istnieli...

I teraz też tak było. Właśnie wybiegła z domu, nie mogła dłużej

jej słuchać, dobrze, że przynajmniej ojciec jest w pracy. On też

prawiłby jej kazania. A zazwyczaj zaczyna się od byle głupstwa,

np. od tego, że nie miała ochoty zjeść mięsa na obiad. Matka

przez tą błahostkę zaczęła się denerwować, potem wypominała

Oli  jakieś jej grzeszki, nieposłuszeństwa. A dziewczyna

przeklinała ją w duchu, nie rozumiała, dlaczego jest karana za

coś, co przecież nie jest tak ważne. "Ja tylko nie miałam ochoty

zjeść mięsa, a znów płaczę...". To ją bardzo bolało. Prawie

zawsze była awantura, jeśli matka nie miała humoru, albo dzieci

jej czegoś odmówią. "Nic nie robicie w domu! Nic mi i ojcu nie

pomagacie! Wstydzilibyście się!" ganiła Olę i młodszego

Sławka, choć nie miała racji. Wypełniali swoje obowiązki, jeśli

poprosiła o odkurzenie mieszkania, zawsze od razu to robili. A

ona mimo to zawsze się czegoś czepiła. I nie można jej było nic

powiedzieć, bo uznawała to za pyskowanie i można było mieć

jeszcze większą karę. Z ojcem było inaczej. Z pracy wracał

dopiero wieczorem i z nim kłótnie zdarzały się o wiele rzadziej.

Ale za to potrafił się przyczepić do tego, że Ola stoi

przed lustrem. Tego nienawidziła, nie wiedziała, jak go

przekonać, że przecież to jest normalne, że jest chyba

przewrażliwiony. Miał też wąty o codzienne mycie włosów.

Ale były również dni, kiedy wszystko było w porządku, rodzice

mieli dobre humory i wtedy wszyscy czuli się jak najszczęśliwsza

rodzina. Ani Ola, ani Sławek nie potrafili więc powiedzieć,

czy mają wspaniałych, czy okropnych rodziców. Bo przecież oprócz

tych kłótni zdarzało się tyle dobrych chwil.

Dziewczyna pobiegła przed siebie, jeszcze nie wiedziała dokąd

zajdzie. Zatrzymała się więc na następnym zakręcie, by

zdecydować, gdzie iść. Gotowała się ze złości. "Co za kurwa, o

wszystko się musi czepiać, w ogóle nie możemy się dogadać.”

 wyklinała na matkę. Zajrzała do kieszeni kurtki, miała

portfel i bilet. Pobiegła więc na przystanek i miała szczęście

bo akurat przyjechał autobus.

"Wrocławski rynek jest taki piękny... Wielka inspiracja"

myślała już spokojniejsza. Prawie zapomniała o kłótni z matką,

czuła tylko żal. Usiadła koło pręgierza, dziś było tam mało

ludzi, tylko jakieś dwie dziewczyny ubrane na czarno, około 18

lat, chłopak z dredami i babcia z wnuczkiem. Chłopczyk jadł

kanapkę. "Cholera, też jestem głodna. Gdyby matka się nie

pluła o pierdoły pewnie teraz jadłabym smaczny obiadek". Wyjęła

portfel i przeliczyła pieniądze. Cztery złote i pięćdziesiąt

trzy grosze, spokojnie starczy na frytki. Dobrze, że na

rynku też jest Mc`Donalds.

Zamówiła frytki  i usiadła przy małym stoliku.

Obserwowała ludzi, to sprawiało jej przyjemność. Było wprawdzie

trochę wścibskie, ale jakie interesujące! Zazwyczaj wybierała

sobie jedną osobę, by dręczyć ją wzrokiem i podglądać jej

zachowania. Tym razem padło na niską dziewczynę o czarnych,

rozpuszczonych włosach, na oko 20 lat. Koło niej stał starszy

mężczyzna, prawdopodobnie jej ojciec. Uśmiechała się do niego,

miała sympatyczne dołeczki w policzkach. Bez przerwy poprawiała

włosy i bluzkę. "Chyba nie czuje się za dobrze w swojej skórze.

Wolałaby być inna? Możliwe, tyle kobiet i dziewczyn marzy o

odmiennym, lepszym wyglądzie.". Na jej lewej ręce połyskiwały

trzy srebrne bransoletki. Oli całkiem się podobały, choć

zazwyczaj nie nosiła żadnych ozdób prócz zegarka i ewentualnie

łańcuszka. Starszy pan poszedł na wyższy poziom, pewnie do

swojego stolika i dziewczyna została sama. Rozglądała się

wszędzie, aż w końcu mogła zamówić zestaw. Pracownik uśmiechnął

się do niej miło, wstukał coś w kasie i odszedł. "Czarnulka"

odwróciła głowę i popatrzyła się Oli prosto w oczy. "Czyżby

poczuła, że ją obserwuję? Trochę głupio wyszło, żeby tylko nie

myślała sobie czegoś..." pomyślała i spuściła wzrok na

frytki. Dokończyła je i już chciała wyjść, gdy nagle

podeszła do niej ta dziewczyna.

- Czy wydawało mi się, czy mnie obserwowałaś? - spytała.

Ola poczuła się trochę głupio. Jeszcze nigdy "upatrzona"

osoba nie podeszła do niej, nawet jeśli zauważyła, że jest

obserwowana.

- Yyy... no tak, ale nie myśl, że...

- Ej spokojnie - "Czarnulka" uśmiechnęła się

sympatycznie. - Nie musisz się tłumaczyć, wiem, o co chodzi.

Ola zdziwiła się trochę. W końcu odważyła się poruszyć, bo

przed chwilą nie mogła wykonać żadnego ruchu.

- Może usiądziemy na chwilkę? - zaproponowała

obserwowana dziewczyna i od razu usadowiła się na siedzeniu.

Ola zrobiła to samo, była ciekawa, czego teraz chce od

niej "Czarnulka". Ta mówiła dalej - Widzę, że ty też lubisz

patrzeć na ludzi i obserwować ich reakcje. - to było dla

Oli duże zaskoczenie, od razu tak celnie trafiła.

- No tak... A co znaczy "też"? Robisz to, co ja? -

spytała "Czarnulę"

- Nie, nie ja... Mój młodszy brat. I w sumie sama nie

wiem, dlaczego podeszłam do ciebie teraz, intuicja mi coś

podpowiada, ale lepiej nie będę mówić, co. A tak przy okazji,

jestem Agnieszka. Ale mówią na mnie Mala. - powiedziała i

wyciągnęła rękę.

- Ola.

- Jesteś tu sama?

- Yhm. Ale za to ty nie.

- Ha, już wypatrzyłaś - uśmiechnęła się. - Tak, jestem z

tatą i młodszym bratem, siedzą na górze, przed chwilą wzięli ode

mnie to zamówienie.

- A co mówiłaś o swoim bracie? On też obserwuje ludzi?

Ile on ma lat? - dopytywała się wyraźnie zaciekawiona Ola.

Agnieszka jeszcze bardziej się uśmiechnęła.

- Ma 18 lat, nazywa się Radek i odkąd pamiętam,

uwielbiał przesiadywać w parku i gapić się na ludzi. Czasem też

ich rysował. Ma do tego ogromny talent. Wydaje mi się, że

musicie się poznać. Chciałabyś?

- W sumie nie miałabym nic przeciwko... - mimo woli

Ola zaczerwieniła się, miała bowiem nadzieję, że teraz

spotka kogoś wyjątkowego. Zapomniała już całkiem o kłótni z

matką. Wstały i poszły na górę.

Przy stoliku na końcu sali rozpoznała ojca Agnieszki,

naprzeciwko niego siedział prawdopodobnie Radek, był odwrócony

plecami do dziewczyn. Miał ciemne, kilkucentymetrowe włosy,

szarą bluzę z kapturem i jeansy. Oli zabiło serce. W końcu

podeszły do stolika i mogła zobaczyć twarz Radka. Oczekiwania

dziewczyny spełniły się, wydawał jej się bardzo przystojny, miał

duże, piwne oczy i trochę szerokie brwi. Na to zawsze zwracała

uwagę u chłopaków. Przywitała się z nim i z jego ojcem, a

Agnieszka kazała jej usiąść ze wszystkimi. Ola czuła się

trochę jak intruz, ale chciała nawiązać bliższą znajomość z

Radkiem. Rozmawiało im się całkiem miło, dziewczyna łapała

ukradkowe spojrzenia brata Mali, co dawało jej nadzieję na

lepszy kontakt. Kiedy zbierali się do wyjścia, Agnieszka poszła

na bok z Radkiem i powiedziała mu o czymś. Ola domyślała

się, że chodzi o nią i czuła się niezręcznie. Skończyli i

chłopak podszedł do niej.

- Siostra mówiła mi trochę o tobie. I myślę, że to, co

powiedziała jest wystarczającym powodem, żeby z tobą bliżej się

zapoznać. Przejdziemy się? - zaproponował, co całkowicie zatkało

Olę. Ale zgodziła się i po chwili siedzieli sami na ławce.

Rozmawiali o obserwowaniu ludzi i o rysunkach Radka.

- Może niedługo ci je pokażę. Mam ich całą szafę, ale

tylko się marnują. Właściwie nikt ich nie widział oprócz Mali i

mojego taty...

- A mama?

Zapadła chwilowa cisza.

- Moja matka nie żyje... - powiedział, a Oli

zrobiło się przykro i głupio jednocześnie, że o to spytała.

- Przepraszam...

- Nie szkodzi, przecież nie wiedziałaś. - wymusił

uśmiech - Z resztą to już tak bardzo nie boli.

- A... kiedy... umarła...?

- Pięć lat temu, miała raka płuc... To przez palenie,

tyle razy jej mówiłem, żeby to rzuciła, ale ona się tylko

śmiała, bo twierdziła, że nic jej się nie stanie...

- Jeśli nie chcesz, nie musisz mi o tym opowiadać.

- Sam nie wiem, chyba muszę to z siebie wyrzucić...

- Ale przecież jestem dla ciebie obcą osobą, może

będziesz się potem czuł głupio.

Spojrzał Oli prosto w oczy, poczuła mrowienie w karku. I

zaczął opowiadać. Jak było im ciężko, jak sobie z tym radzili,

jakie mieli kłopoty.

- Od tamtego czasu ojciec stara się poświęcać jak

najwięcej czasu mi i Agnieszce. Sama widziałaś, dziś zabrał nas

do McDonald'sa, tak jak robił to, gdy byliśmy mali.

Ola czuła, że ta rodzina, choć niekompletna i z kłopotami,

była szczęśliwa. Coś ukłuło ją w serce. Nutka zazdrości. Też

chciałaby, żeby jej rodzice mieli z nią tak dobry kontakt, a jak

na razie wolała nie myśleć o powrocie do domu. Była już szósta,

ale zbyt dobrze rozmawiało jej się z Radkiem. I nie wiadomo

dlaczego, nagle zaczęła opowiadać mu o swoich problemach w domu.

Słuchał jej uważnie, a ona poczuła łzy w oczach. Rozpłakała się

głośno i nie obchodzili ją inni ludzie, którzy przechodząc obok

patrzyli się na nią, jak na histeryczkę. Radek za bardzo nie

wiedział co robić, więc nieśmiało objął Olę. Trwali tak

jeszcze jakiś czas.

Gdy wróciła do domu Sławek jak zwykle siedział przy komputerze,

taty jeszcze nie było, a matka siedziała w kuchni i patrzyła na

zegarek. Na widok córki zaczęła płakać i krzyczeć.

- Wiesz, jak się o ciebie bałam? Nie wiedziałam, gdzie

jesteś, myślałam już o najgorszym! Przepraszam córeczko,

przepraszam. Tak się bałam... - ściszyła ton i objęła Olę.

Ona jednak nie miała ochoty na przytulanie matki, dała więc jej

delikatnie do zrozumienia, że to nieodpowiedni moment. Zawsze

jest tak samo, najpierw wypomina córce różne rzeczy, czepia się

do wszystkiego, krzyczy, a potem nagle żałuje i przeprasza.

Ola czuła się coraz gorzej w tym błędnym kole. Nie

wiedziała już, co robić, by uniknąć humorów matki. Zamknęła się

w pokoju, położyła na łóżku i zaczęła płakać.

Rano odzywała się do wszystkich tylko półsłówkami. Ojciec

patrzył na nią dziwnie.

- Musiałaś to robić mamie? - spytał w końcu.

- A czy ona musi to robić mnie? - zareagowała trochę

zbyt ostro, to też prawie zawsze się kończyło awanturą.

- Jak ty się odzywasz do ojca?! Nie pyskuj! - powiedział

stanowczo.

W dziewczynie wszystko zaczęło się gotować, ale jakoś

powstrzymała wybuch. Nic mu nie odpowiedziała, wzięła tylko

kanapkę i poszła z nią do swojego pokoju. Tam mogła przynajmniej

od nich odpocząć choć momencik. Włączyła ulubioną płytę Suicidal

Tendencies i od razu poczuła się lepiej, miała wrażenie, że nie

jest sama ze swoimi problemami. Przy tej muzyce znajdywała się w

swoim świecie. Po chwili nie była już taka zdenerwowana,

napawała się tym, że jest wreszcie sobota, piękny majowy dzień.

Ale nie mogła się z tego cieszyć tak do końca.

Ojciec wyszedł do pracy, a matka podlewała kwiaty w salonie.

Ola usiadła przy stole i patrzyła na nią. Chciała coś

powiedzieć, zrobić, żeby już było dobrze, ale nie wiedziała co.

W jej ciele uruchomiła się jakaś blokada, zupełnie, jakby była

sparaliżowana. Nie potrafiła nawet wstać. Ogarnął nią lęk.

Jedyne do czego była zdolna, to cichy płacz. Matka obejrzała się

i zaraz podeszła do córki.

- Co się stało, kochanie? Oleńko, dlaczego ty

płaczesz? Ktoś ci zrobił krzywdę? - mówiła tuląc ją.

"Ty mi robisz krzywdę, dlaczego nie możesz tego pojąć?..."

myślała dziewczyna. Ale teraz nie broniła się przez uściskiem

mamy. Brakowało jej tych chwil przepełnionych czułością i

ciepłem, dawno tak nie było. Zaczynała czuć się głupio, że w

ogóle kiedykolwiek wyklinała swoją matkę. "Błędne koło" myślała.

Po południu zadzwoniła Majka, przyjaciółka Oli. Ona znała

sytuację w jej domu. Umówiły się na osiemnastą koło klubu

Firlej, Ola musiała z nią pogadać. Choć zdecydowanie

większe korzyści przynosiło jej milczenie z Majką, ono potrafi

być kojące. Przed spotkaniem po kilka razy

przesłuchiwała "Nobody hears" i "How will I laugh tomorrow"

Suicidal Tendencies.

pacyffka16 : :
sty 05 2004 Opowiadanie (C.D.)
Komentarze: 0

Wyobrażała sobie, jak to będzie z jej

śmiercią. Czy poleje się krew, czy opadnie na podłogę pod

wpływem tabletek...

Usiadły na ławeczce koło klubu, ale nie rozmawiały o rodzicach

Oli. Mówiły o wszystkim i o niczym. Ola wspomniała też

o Radku.

- Mówię ci, jest zajebisty. Ma śliczne oczy, szerokie

ramiona, nic, tylko się wtulać. A to bardzo z nim przyjemne. -

pochwaliła się.

- Przytulaliście się?! Matko, w pierwszy dzień

znajomości? - wołała zaskoczona Maja.

- Pocieszał mnie. Płakałam...

- Przez nich?

- Tak...

Zawiał wiatr i zdmuchnął nasionka z dmuchawców roznosząc je

wszędzie. Słońce odbijało się w liściach i oczach, a kolejne

krople wody zrosiły delikatnie trawę i jej bluzkę. Znów zawiało

mocniej. Skąd tutaj słona woda?

 

- O której to się wraca do domu? - ledwie weszła do

mieszkania, a ojciec już miał pretensje.

- Nic nam dzisiaj nie pomogłaś! - odezwała się matka.

- Ale przecież przed wyjściem sprzątałam łazienkę,

umyłam naczynia, odkurzyłam dywany.... - tłumaczyła się.

- Bo to twój święty obowiązek! Mogłabyś czasem wpaść na

pomysł i sama z siebie poukładać w szafkach w kuchni! A tak to

zawsze ja z tatą musimy ci mówić, co masz zrobić! Wstyd mi za

ciebie!

Miała ochotę coś rozwalić, rozryczeć się, wybiec z domu, zabić

ich albo najlepiej siebie... Teraz tylko mogła się rozpłakać i

pobiec do pokoju. Rzuciła się na łóżko. Za nią przybiegła matka.

- I jeszcze śmiesz beczeć?! - wrzasnęła, odwróciła

brutalnie wtuloną w poduszkę twarz jej córki i mocno uderzyła w

policzek.

Oli zrobiło się ciemno przed oczami, w uszach zadzwoniło,

a w sercu ukłuło najboleśniej, jak mogło. Już nie płakała,

oddychała bardzo ciężko. Błądziła bezwiednym wzrokiem po pokoju

natrafiając od czasu do czasu na zmrużone oczy matki. Ta

wyprostowała się i odchodząc powiedziała już ciszej.

- Należało ci się. Mam nadzieję, że będziesz bardziej

odpowiedzialna.

Ola jeszcze długo leżała na łóżku patrząc się w sufit

pustym wzrokiem i trzymając się za opuchnięty policzek. W ustach

czuła smak słonych łez a zza drzwi dochodził do niej krzyk ojca.

- Ile ty jeszcze będziesz siedział przy tym komputerze?

Nic się nie uczysz! Jak można mieć tylko czwórkę z matematyki?

Przynosisz mi wstyd! Od jutra zero komputera, tylko nauka!

"Nie martw się, Sławek, to się kiedyś skończy, obiecuję..."

Śniło jej się, że przyjechał Radek i niósł bukiet kwiatów, ale

kiedy doszedł do Oli zamiast róż były frytki a wraz z

nimi pojawiła się matka z krzykiem: "Jesteś nieodpowiedzialna!

On cię może zgwałcić. A ty nic w domu mi nie pomagasz!". I nagle

zamiast Radka stał ojciec, który trzymał za kierownicę jakiegoś

roweru. Pchnął go w stronę Oli, a ona upadła. Widziała

Agnieszkę ze ślicznym uśmiechem stąpającą po jej głowie. A

właściwie po policzku. Strasznie ją po tym bolał i czuła, jak

puchnie. Chciała go rozmasować, ale nie mogła podnieść rąk.

Zaczął boleć jeszcze mocniej i w końcu zerwała się ze snu z

krzykiem. Rozejrzała się po pokoju i wstała. Była czwarta

trzydzieści dwa. Dłoń miała przyciśniętą do policzka. Poszła do

łazienki, żeby znaleźć tabletki na ból, miała wrażenie, że jej

twarz wygląda jak wielki pomidor. Zaczęła grzebać w apteczce i

nim znalazła środki przeciwbólowe natrafiła na coś podłużnego i

ostrego. "Brzytwa..." przemknęło jej przez myśl, narzucając

tysiące pomysłów. Połknęła tabletkę i poszła spać.

- Nie byłam sobą, nie chciałam ci tego zrobić, córeczko.

Proszę, wybacz mi... To już się nie powtórzy, ja wiem, że ty

jesteś wspaniałe i dobre dziecko... - przepraszała rano Olę

jej matka. Ale dziewczynę to za bardzo bolało, znów chciało jej

się płakać. Miała jednak nadzieję, że się wszystko ułoży, więc

pozwoliła mamie się objąć.

Stanęła przed lustrem. Policzek dalej był zaczerwieniony, ale

nie bolał już. Dotknęła go delikatnie i przybliżyła twarz do

gładkiej tafli. Lubiła swoje oliwkowe oczy, ładne brwi i to, że

nie miała prawie żadnych problemów z cerą. Na czoło delikatnie

opadała przeczesana na bok grzywka, włosy sięgały ramion.

Chciała uśmiechnąć się do swojego odbicia, ale nie potrafiła. Z

zamyślenia wyrwał ją głos jej brata.

- Ola, telefon do ciebie! - darł się

dziesięcioletni Sławek, właśnie wrócił z mszy na wcześniejszą

godzinę.

Dziewczyna wyszła z łazienki i podeszła do telefonu.

- Słucham? - powiedziała.

- Cześć, tu Radek... - odezwał się głos w słuchawce, a

Oli natychmiast poprawił się humor.

- Cześć. Nie sądziłam, że zadzwonisz... - to była

prawda, przeczuwała, że choć da mu swój numer, to się nie

odezwie. Ale jednak...

- No coś ty! Obiecałem, więc nie chciałem okazać się

chamem.

- Dzięki.

- No... więc... Czy miałabyś jeszcze ochotę się ze mną

spotkać? - spytał, a dziewczynie zabłysły oczy. Odczekała

chwilę, by nie wydać swojego entuzjazmu.

- Tak, myślę, że tak. Ostatnio miło mi się z tobą

rozmawiało.

- Mi z tobą również. A więc, kiedy? Myślałem, żeby może

nawet dzisiaj... Na rynku, na tamtej ławce, co?

- Ech, no dobra... O siedemnastej?

- Super, będę na pewno. No to hej.

- Do zobaczenia... - pożegnała się i odłożyła słuchawkę.

Teraz musiała wyszykować się do kościoła, więc pobiegła się

przebrać.

Rodzice zgodzili się na wyjście i przed piątą ładnie ubrana

szła w stronę rynku. Starała się odpędzić jak najdalej myśli o

matce i wczorajszym wydarzeniu, by nie zepsuły jej spotkania.

Przechodziła obok sklepu z odzieżą, spojrzała w szybę

wystawy. "Jestem za gruba... Po co ja wychodzę z domu? Nie dopnę

niedługo tych jeansów" krytykowała się, co było nieodłączną

częścią każdego dnia. Minęła dwie roześmiane dziewczyny z

figurami, jak u modelek. Wzięła głęboki oddech i ruszyła przed

siebie. Może jednak nie jest taka beznadziejna skoro Radek

chciał się z nią umówić?

Czekał na nią w umówionym miejscu z uśmiechem na twarzy. To

dało Oli jeszcze większą satysfakcję, niż jakby przyniósł

jej róże. Przywitali się i usiedli na ławce. Na początku rozmowa

nie kleiła się, ale potem, gdy poszli na lody, wszystko toczyło

się już lepiej. Ola czuła się szczęśliwa, zwłaszcza, że

Radek tak na nią patrzył... Chciał, żeby przejechali się bryczką

po rynku i długo musiał namawiać dziewczynę, żeby się zgodziła.

W końcu usiedli wygodnie i ruszyli na przejażdżkę, za którą

oczywiście płacił Radek. Objął nieśmiało Olę, a ona

poczuła, że zaraz będzie skakać z radości. Ukradkowe spojrzenia

pełne wyrazu śmigały między nimi, tworząc ciepłe iskierki.

- Dziękuję, było naprawdę super... - powiedziała, gdy

odprowadził ją do domu. Robiło się ciemno.

- To twoja zasługa. - odpowiedział patrząc jej głęboko w

oczy. Dziewczyna zaśmiała się. - Dlaczego się śmiejesz?

- Ech, jest jak w jakimś romansidle. Odprowadzasz mnie do

domu, rozmawiamy pod bramą, brakuje jeszcze żebyś mnie

pocałował - i śmiała się dalej nie zwracając na niego uwagi.

Jego usta były słodkawe i ciepłe.

Do mieszkania weszła cała w skowronkach, wciąż pamiętała to

uczucie, gdy ją całował. Było po dwudziestej pierwszej, więc

szybko pobiegła do łazienki by wziąć prysznic.

- Tylko nie za długo, młoda damo! - usłyszała głos ojca.

Czuła się jeszcze bardziej szczęśliwa, że jak na razie rodzice

nie przyczepili się do niczego. Tego wieczora zasnęła spokojnie

z nadzieją, że teraz wszystko będzie lepiej.

W szkole nie mogła się na niczym skupić, myślała ciągle o

Radku. Miała szczęście, że w poniedziałki nie ma żadnych

ważniejszych lekcji. Opowiedziała oczywiście Majce, jak było na

spotkaniu i obydwie piszczały z radości. "Cieszę się, że mam

taką przyjaciółkę" pomyślała. Po czwartej lekcji dostała

sms'a: "Może spotkamy się jeszcze raz?". Odpisała w

błyskawicznym tempie.

Do ich spotkania w środę Ola pokłóciła się z rodzicami

tylko raz. Znów poszło o głupstwo, ale nie odzywają się do

siebie. Ojciec wrzeszczał, że za długo siedzi przy komputerze,

nie uczy się i nie pomaga w domu. Sławek oberwał za bójkę w

szkole i za to, że nie miał ochoty zjeść obiadu. Matka wyzywała

ich, ojciec wyciągnął pas. Światełka w oczach Oli pojawiły

się dopiero, gdy zobaczyła Radka czekającego na nią niedaleko

Areny. Przy nim zapominała o kłopotach i pragnęła wtulać się w

jego ramiona bez końca. Rozumiał ją i pocieszał. "Dlaczego nie

poznałam go wcześniej?" myślała, bo czuła, że łatwiej byłoby jej

przejść przez te trudne chwile z przeszłości. Zaszyli się w

jakimś odludnym zakątku do późnego wieczora. Pod koniec

spotkania znów czuła ten wielki ból w sercu, tęsknotę za

miłością rodziców. Kochali ją? Mówili, że tak i dlatego trzymają

ją krótko, żeby "nie wyrosła z niej pusta dziewczyna". Ale czy

dobre wychowanie polega na krzyku, upokorzeniach, biciu i

przytuleniu tylko od czasu do czasu? Wszystko najbardziej się

zmieniło w tym miesiącu, a mówią, że maj to powinien być piękny

czas... Wcześniej jakoś dawała sobie radę, nie było tylu

awantur. A ostatnio... Nie wiedziała, co się dzieje i nie

wiedziała, jak to zmienić. Była tak zagubiona, jak nigdy dotąd.

Szukała wyjścia.

Wróciła do domu o dwudziestej drugiej pięć i została przywitana

pretensjami i krzykami. Nie chciała ich słuchać. Pobiegła do

pokoju i zamknęła drzwi, zasłaniając potem uszy. Przez okno

wpadało delikatnie światło księżyca i latarni ulicznych, tworzył

się iście romantyczny nastrój. Leżała długo na łóżku patrząc się

na te słabe promienie. Łzy powoli płynęły po policzku, w głowie

toczyła się wojna, a serce zdawało się rozrosnąć tak, że nie

było w jej ciele na nic innego miejsca. Wspominała przeżyty

dzień, ostatni miesiąc, rok, całe życie... Chciało jej się

krzyczeć i rozwalić coś, ale mogła jedynie zacisnąć zęby na rogu

kołdry i wydać z siebie zduszony pisk. Wstała i spojrzała na

zegarek, była druga szesnaście. Kręciło jej się w głowie, ale

była w pełni świadoma. Wiedziała co robi... Poszła do łazienki i

otworzyła apteczkę, wyjęła z niej ową brzytwę, o której

istnieniu dowiedziała się niedawno. Zapalona była tylko mała

lampka koło lustra, drzwi zamknięte na zasuwkę. Ola

spojrzała na nadgarstki, widziała drogę swoich żył. Cały czas

płakała, ale nie dlatego, że bała się śmierci, płakała przez

nich... Przyłożyła ostrze do skóry i wbiła je najmocniej, jak

sobie na to pozwoliła. Zabolało, ale nie bardzo, bo tej nocy

Ola czuła się, jakby była w obcym ciele. Zaczęła płynąć

krew, a dziewczyna pogłębiała i poszerzała otwór. Cięła wzdłuż

żył, nie w poprzek, ponieważ słyszała, że wtedy są większe

szanse na śmierć. To był lewy nadgarstek, teraz zaczęła rozcinać

prawy. Szło jej nieco gorzej, gdyż nie była leworęczna. Po

chwili do wanny z obu nadgarstków obficie spływała krew.

Ola już nie płakała, czuła się coraz bardziej spokojna i

senna. Nie myślała o nikim, nie myślała w ogóle o niczym.

Patrzyła tylko tępym wzrokiem na powiększającą się plamę w

wannie. Po dłuższym czasie poczuła mrowienie w rękach, opadła

powoli na podłogę brudząc teraz krwią kafelki. Głowę miała

opartą o kosz na brudną bieliznę, nogi podciągnięte pod siebie.

Nagle przez jej głowę zaczęły przewijać się dziwne obrazy, jak w

kalejdoskopie. Widziała zaśnieżone góry, naćpanych hippisów,

chrabąszcze, później siebie idącą po dachu. W końcu straciła

przytomność.

Tata Oli dostał się do łazienki przed ósmą rano,

wykręcając zasuwkę. Jego córka była już martwa...

pacyffka16 : :
sty 03 2004 Wielki powrot
Komentarze: 1

Hmmmm... No moze nie taki wielki (coniektorzy zdazyli juz o mnie zapomniec :P, powiedzmy, ze nie powiem, ze to byl np. Adams :P) Ale sa tez tacy, ktozy o mnie pamietali... Np. Martusia ;] I za to wlasnie ją koffuniam :P Hmmm... W sumie nie bylo mnie na necie dosyc dlugo, wiec nie dziwie sie, ze o mnie zapomnieli ;) Heh... No coz, trudno :)

pacyffka16 : :