Komentarze: 0
Wyobrażała sobie, jak to będzie z jej
śmiercią. Czy poleje się krew, czy opadnie na podłogę pod
wpływem tabletek...
Usiadły na ławeczce koło klubu, ale nie rozmawiały o rodzicach
Oli. Mówiły o wszystkim i o niczym. Ola wspomniała też
o Radku.
- Mówię ci, jest zajebisty. Ma śliczne oczy, szerokie
ramiona, nic, tylko się wtulać. A to bardzo z nim przyjemne. -
pochwaliła się.
- Przytulaliście się?! Matko, w pierwszy dzień
znajomości? - wołała zaskoczona Maja.
- Pocieszał mnie. Płakałam...
- Przez nich?
- Tak...
Zawiał wiatr i zdmuchnął nasionka z dmuchawców roznosząc je
wszędzie. Słońce odbijało się w liściach i oczach, a kolejne
krople wody zrosiły delikatnie trawę i jej bluzkę. Znów zawiało
mocniej. Skąd tutaj słona woda?
- O której to się wraca do domu? - ledwie weszła do
mieszkania, a ojciec już miał pretensje.
- Nic nam dzisiaj nie pomogłaś! - odezwała się matka.
- Ale przecież przed wyjściem sprzątałam łazienkę,
umyłam naczynia, odkurzyłam dywany.... - tłumaczyła się.
- Bo to twój święty obowiązek! Mogłabyś czasem wpaść na
pomysł i sama z siebie poukładać w szafkach w kuchni! A tak to
zawsze ja z tatą musimy ci mówić, co masz zrobić! Wstyd mi za
ciebie!
Miała ochotę coś rozwalić, rozryczeć się, wybiec z domu, zabić
ich albo najlepiej siebie... Teraz tylko mogła się rozpłakać i
pobiec do pokoju. Rzuciła się na łóżko. Za nią przybiegła matka.
- I jeszcze śmiesz beczeć?! - wrzasnęła, odwróciła
brutalnie wtuloną w poduszkę twarz jej córki i mocno uderzyła w
policzek.
Oli zrobiło się ciemno przed oczami, w uszach zadzwoniło,
a w sercu ukłuło najboleśniej, jak mogło. Już nie płakała,
oddychała bardzo ciężko. Błądziła bezwiednym wzrokiem po pokoju
natrafiając od czasu do czasu na zmrużone oczy matki. Ta
wyprostowała się i odchodząc powiedziała już ciszej.
- Należało ci się. Mam nadzieję, że będziesz bardziej
odpowiedzialna.
Ola jeszcze długo leżała na łóżku patrząc się w sufit
pustym wzrokiem i trzymając się za opuchnięty policzek. W ustach
czuła smak słonych łez a zza drzwi dochodził do niej krzyk ojca.
- Ile ty jeszcze będziesz siedział przy tym komputerze?
Nic się nie uczysz! Jak można mieć tylko czwórkę z matematyki?
Przynosisz mi wstyd! Od jutra zero komputera, tylko nauka!
"Nie martw się, Sławek, to się kiedyś skończy, obiecuję..."
Śniło jej się, że przyjechał Radek i niósł bukiet kwiatów, ale
kiedy doszedł do Oli zamiast róż były frytki a wraz z
nimi pojawiła się matka z krzykiem: "Jesteś nieodpowiedzialna!
On cię może zgwałcić. A ty nic w domu mi nie pomagasz!". I nagle
zamiast Radka stał ojciec, który trzymał za kierownicę jakiegoś
roweru. Pchnął go w stronę Oli, a ona upadła. Widziała
Agnieszkę ze ślicznym uśmiechem stąpającą po jej głowie. A
właściwie po policzku. Strasznie ją po tym bolał i czuła, jak
puchnie. Chciała go rozmasować, ale nie mogła podnieść rąk.
Zaczął boleć jeszcze mocniej i w końcu zerwała się ze snu z
krzykiem. Rozejrzała się po pokoju i wstała. Była czwarta
trzydzieści dwa. Dłoń miała przyciśniętą do policzka. Poszła do
łazienki, żeby znaleźć tabletki na ból, miała wrażenie, że jej
twarz wygląda jak wielki pomidor. Zaczęła grzebać w apteczce i
nim znalazła środki przeciwbólowe natrafiła na coś podłużnego i
ostrego. "Brzytwa..." przemknęło jej przez myśl, narzucając
tysiące pomysłów. Połknęła tabletkę i poszła spać.
- Nie byłam sobą, nie chciałam ci tego zrobić, córeczko.
Proszę, wybacz mi... To już się nie powtórzy, ja wiem, że ty
jesteś wspaniałe i dobre dziecko... - przepraszała rano Olę
jej matka. Ale dziewczynę to za bardzo bolało, znów chciało jej
się płakać. Miała jednak nadzieję, że się wszystko ułoży, więc
pozwoliła mamie się objąć.
Stanęła przed lustrem. Policzek dalej był zaczerwieniony, ale
nie bolał już. Dotknęła go delikatnie i przybliżyła twarz do
gładkiej tafli. Lubiła swoje oliwkowe oczy, ładne brwi i to, że
nie miała prawie żadnych problemów z cerą. Na czoło delikatnie
opadała przeczesana na bok grzywka, włosy sięgały ramion.
Chciała uśmiechnąć się do swojego odbicia, ale nie potrafiła. Z
zamyślenia wyrwał ją głos jej brata.
- Ola, telefon do ciebie! - darł się
dziesięcioletni Sławek, właśnie wrócił z mszy na wcześniejszą
godzinę.
Dziewczyna wyszła z łazienki i podeszła do telefonu.
- Słucham? - powiedziała.
- Cześć, tu Radek... - odezwał się głos w słuchawce, a
Oli natychmiast poprawił się humor.
- Cześć. Nie sądziłam, że zadzwonisz... - to była
prawda, przeczuwała, że choć da mu swój numer, to się nie
odezwie. Ale jednak...
- No coś ty! Obiecałem, więc nie chciałem okazać się
chamem.
- Dzięki.
- No... więc... Czy miałabyś jeszcze ochotę się ze mną
spotkać? - spytał, a dziewczynie zabłysły oczy. Odczekała
chwilę, by nie wydać swojego entuzjazmu.
- Tak, myślę, że tak. Ostatnio miło mi się z tobą
rozmawiało.
- Mi z tobą również. A więc, kiedy? Myślałem, żeby może
nawet dzisiaj... Na rynku, na tamtej ławce, co?
- Ech, no dobra... O siedemnastej?
- Super, będę na pewno. No to hej.
- Do zobaczenia... - pożegnała się i odłożyła słuchawkę.
Teraz musiała wyszykować się do kościoła, więc pobiegła się
przebrać.
Rodzice zgodzili się na wyjście i przed piątą ładnie ubrana
szła w stronę rynku. Starała się odpędzić jak najdalej myśli o
matce i wczorajszym wydarzeniu, by nie zepsuły jej spotkania.
Przechodziła obok sklepu z odzieżą, spojrzała w szybę
wystawy. "Jestem za gruba... Po co ja wychodzę z domu? Nie dopnę
niedługo tych jeansów" krytykowała się, co było nieodłączną
częścią każdego dnia. Minęła dwie roześmiane dziewczyny z
figurami, jak u modelek. Wzięła głęboki oddech i ruszyła przed
siebie. Może jednak nie jest taka beznadziejna skoro Radek
chciał się z nią umówić?
Czekał na nią w umówionym miejscu z uśmiechem na twarzy. To
dało Oli jeszcze większą satysfakcję, niż jakby przyniósł
jej róże. Przywitali się i usiedli na ławce. Na początku rozmowa
nie kleiła się, ale potem, gdy poszli na lody, wszystko toczyło
się już lepiej. Ola czuła się szczęśliwa, zwłaszcza, że
Radek tak na nią patrzył... Chciał, żeby przejechali się bryczką
po rynku i długo musiał namawiać dziewczynę, żeby się zgodziła.
W końcu usiedli wygodnie i ruszyli na przejażdżkę, za którą
oczywiście płacił Radek. Objął nieśmiało Olę, a ona
poczuła, że zaraz będzie skakać z radości. Ukradkowe spojrzenia
pełne wyrazu śmigały między nimi, tworząc ciepłe iskierki.
- Dziękuję, było naprawdę super... - powiedziała, gdy
odprowadził ją do domu. Robiło się ciemno.
- To twoja zasługa. - odpowiedział patrząc jej głęboko w
oczy. Dziewczyna zaśmiała się. - Dlaczego się śmiejesz?
- Ech, jest jak w jakimś romansidle. Odprowadzasz mnie do
domu, rozmawiamy pod bramą, brakuje jeszcze żebyś mnie
pocałował - i śmiała się dalej nie zwracając na niego uwagi.
Jego usta były słodkawe i ciepłe.
Do mieszkania weszła cała w skowronkach, wciąż pamiętała to
uczucie, gdy ją całował. Było po dwudziestej pierwszej, więc
szybko pobiegła do łazienki by wziąć prysznic.
- Tylko nie za długo, młoda damo! - usłyszała głos ojca.
Czuła się jeszcze bardziej szczęśliwa, że jak na razie rodzice
nie przyczepili się do niczego. Tego wieczora zasnęła spokojnie
z nadzieją, że teraz wszystko będzie lepiej.
W szkole nie mogła się na niczym skupić, myślała ciągle o
Radku. Miała szczęście, że w poniedziałki nie ma żadnych
ważniejszych lekcji. Opowiedziała oczywiście Majce, jak było na
spotkaniu i obydwie piszczały z radości. "Cieszę się, że mam
taką przyjaciółkę" pomyślała. Po czwartej lekcji dostała
sms'a: "Może spotkamy się jeszcze raz?". Odpisała w
błyskawicznym tempie.
Do ich spotkania w środę Ola pokłóciła się z rodzicami
tylko raz. Znów poszło o głupstwo, ale nie odzywają się do
siebie. Ojciec wrzeszczał, że za długo siedzi przy komputerze,
nie uczy się i nie pomaga w domu. Sławek oberwał za bójkę w
szkole i za to, że nie miał ochoty zjeść obiadu. Matka wyzywała
ich, ojciec wyciągnął pas. Światełka w oczach Oli pojawiły
się dopiero, gdy zobaczyła Radka czekającego na nią niedaleko
Areny. Przy nim zapominała o kłopotach i pragnęła wtulać się w
jego ramiona bez końca. Rozumiał ją i pocieszał. "Dlaczego nie
poznałam go wcześniej?" myślała, bo czuła, że łatwiej byłoby jej
przejść przez te trudne chwile z przeszłości. Zaszyli się w
jakimś odludnym zakątku do późnego wieczora. Pod koniec
spotkania znów czuła ten wielki ból w sercu, tęsknotę za
miłością rodziców. Kochali ją? Mówili, że tak i dlatego trzymają
ją krótko, żeby "nie wyrosła z niej pusta dziewczyna". Ale czy
dobre wychowanie polega na krzyku, upokorzeniach, biciu i
przytuleniu tylko od czasu do czasu? Wszystko najbardziej się
zmieniło w tym miesiącu, a mówią, że maj to powinien być piękny
czas... Wcześniej jakoś dawała sobie radę, nie było tylu
awantur. A ostatnio... Nie wiedziała, co się dzieje i nie
wiedziała, jak to zmienić. Była tak zagubiona, jak nigdy dotąd.
Szukała wyjścia.
Wróciła do domu o dwudziestej drugiej pięć i została przywitana
pretensjami i krzykami. Nie chciała ich słuchać. Pobiegła do
pokoju i zamknęła drzwi, zasłaniając potem uszy. Przez okno
wpadało delikatnie światło księżyca i latarni ulicznych, tworzył
się iście romantyczny nastrój. Leżała długo na łóżku patrząc się
na te słabe promienie. Łzy powoli płynęły po policzku, w głowie
toczyła się wojna, a serce zdawało się rozrosnąć tak, że nie
było w jej ciele na nic innego miejsca. Wspominała przeżyty
dzień, ostatni miesiąc, rok, całe życie... Chciało jej się
krzyczeć i rozwalić coś, ale mogła jedynie zacisnąć zęby na rogu
kołdry i wydać z siebie zduszony pisk. Wstała i spojrzała na
zegarek, była druga szesnaście. Kręciło jej się w głowie, ale
była w pełni świadoma. Wiedziała co robi... Poszła do łazienki i
otworzyła apteczkę, wyjęła z niej ową brzytwę, o której
istnieniu dowiedziała się niedawno. Zapalona była tylko mała
lampka koło lustra, drzwi zamknięte na zasuwkę. Ola
spojrzała na nadgarstki, widziała drogę swoich żył. Cały czas
płakała, ale nie dlatego, że bała się śmierci, płakała przez
nich... Przyłożyła ostrze do skóry i wbiła je najmocniej, jak
sobie na to pozwoliła. Zabolało, ale nie bardzo, bo tej nocy
Ola czuła się, jakby była w obcym ciele. Zaczęła płynąć
krew, a dziewczyna pogłębiała i poszerzała otwór. Cięła wzdłuż
żył, nie w poprzek, ponieważ słyszała, że wtedy są większe
szanse na śmierć. To był lewy nadgarstek, teraz zaczęła rozcinać
prawy. Szło jej nieco gorzej, gdyż nie była leworęczna. Po
chwili do wanny z obu nadgarstków obficie spływała krew.
Ola już nie płakała, czuła się coraz bardziej spokojna i
senna. Nie myślała o nikim, nie myślała w ogóle o niczym.
Patrzyła tylko tępym wzrokiem na powiększającą się plamę w
wannie. Po dłuższym czasie poczuła mrowienie w rękach, opadła
powoli na podłogę brudząc teraz krwią kafelki. Głowę miała
opartą o kosz na brudną bieliznę, nogi podciągnięte pod siebie.
Nagle przez jej głowę zaczęły przewijać się dziwne obrazy, jak w
kalejdoskopie. Widziała zaśnieżone góry, naćpanych hippisów,
chrabąszcze, później siebie idącą po dachu. W końcu straciła
przytomność.
Tata Oli dostał się do łazienki przed ósmą rano,
wykręcając zasuwkę. Jego córka była już martwa...